poniedziałek, 4 lutego 2013

Rozdział I


Fioletowooka przecięła mieczem powietrze i zgrabnie wsunęła go do skórzanego pokrowca na plecach, po czym podeszła do leżącego na żwirze kremowej dziewczyny o brązowych włosach i oczach, ubranej w za duży, czarny sweterek, krótkie, jasne jeansy oraz glany. Jej gatunek trudno było zidentyfikować. Posiadała długi ogon i biały,  koci pyszczek, jednak jej uszy były dłuższe niż u normalnego osobnika z gatunku kotowatych. Czarnowłosa wyciągnęła ku niej dłoń. Kremowa chwyciła ją po chwili wahania i z pomocą kotki udało jej się stanąć na równych nogach.
Kocica była mniej więcej tego samego wzrostu, a z bliska jej postać traciła groźny wyraz, spowodowany prawdopodobnie sytuacją. Błyszczące, ametystowe oczy wpatrywały się w jej dłonie, więc i ona skierowała twarz ku nim. Zauważyła, że małe, kremowe łapki, tkwiące w objęciach białych dłoni kotki, są bardzo mocno poparzone. Zdziwiła się, iż dotychczas nie zwróciła uwagi na przenikliwy ból, pulsujący w rękach, którymi zasłoniła się podczas wybuch granatu. Po dłuższej analizie stwierdziła również, że ma parę nieznacznych szram na nogach, które zostawiły jej na pamiątkę zaostrzone kamienie.
- Tu jest niebezpiecznie. Zaprowadzę cię do kogoś, kto opatrzy ci te rany – zaoferowała dziewczyna i zwróciła się we wschodnim kierunku.
   Kremowa podreptała za nią, rozglądając się wokoło. Miała ochotę zadać kotce choć jedno z nurtujących ją pytań, jednak była zbyt zdezorientowana i wystraszona, by wydobyć z siebie głos.
- Co robiłaś na tym pustkowiu? – zapytała biała, wykręcając głowę w jej kierunku. – Dawne pole bitewne to nie miejsce na spacery.
Jej słowa przebiły się przez grubą warstwę oszołomienia dziewczyny. Pole bitewne?
Fioletowe oczy błysnęły podejrzliwością, przenikając do jej umysłu i uwalniając z ust kremowej potok problematycznych dla niej zagadnień i pytań.
- Pole bitewne? To znaczy, że gdzie ja jestem? Jak się tu znalazłam? Dlaczego jest tu niebezpiecznie? Dokąd mnie prowadzisz? I kim ty jesteś? ;0;
- Nazywam się Arisu – oznajmiła kotka, po czym zamilkła na dłuższą chwilę i zwróciła znów głowę w kierunku miejsca, do którego dążyły. – A to jest Yuem.
- Yuem? – powtórzyła kremowa, przystając gwałtownie.
- Yuem nie jest podobny do świata, który znasz – oznajmiła Arisu, zgrabnie idąc dalej. - To prawda, mieszkają tu ludzie tacy jak my. Ale ci ludzie żyją w ciągłym strachu. Toczy się tu odwieczna wojna. Nie możesz się czuć tutaj bezpiecznie. Nie trać czujności. Inaczej zginiesz.
Dziewczynę zatkało to stwierdzenie. Otrząsnęła się jednak i podbiegła, zrównując się z kotką, gdyż nie chciała pozostać w tyle.
- Co miałaś na myśli, mówiąc, że nie jest podobny do świata, który znam? – zapytała nieśmiało.
- Pochodzisz z Ziemi, prawda? – Arisu zmierzyła ją zimnym spojrzeniem. – Umarłaś i trafiłaś do Yuem.
- Umarłam? Na Ziemi? – próbowała połączyć wszystkie fakty kremowa, co szło jej dość wolno.
- Nie pamiętasz swojej śmierci?
- Prawdę mówiąc… nie pamiętam nic do momentu, w którym się tu znalazłam – wyjaśniła brązowooka i zmarszczyła czoło.
Arisu spojrzała na nią, wyglądając na nieco zdziwioną, ale trudno było zgadnąć, gdyż dziewczyna nie okazywała zbyt wiele emocji.
- Amnezja? Dlaczego? – pytała samą siebie kotka. – Gdyby to był szok nie zapomniałaby przecież wszystkiego… Chyba, że… Jesteś pewna, że nic nie pamiętasz? – zapytała trochę głośniej ametystowooka, zwracając się do kremowej.
Kremowa zmarszczyła czoło w skupieniu, ale nie mogła sobie niczego przypomnieć. Nagle w jej głowie pojawił się niewyraźny obraz złowrogich, czerwonych oczu. Dziewczyna poczuła dreszcz i nieprzyjemne uczucie, że naprawdę kiedyś widziała ten wzrok i jego właściciela.
- I co? – ponagliła ją Arisu.
Brązowooka zawahała się.
- Mam jakieś… mgliste wspomnienie… czyichś oczu – wydukała, usiłując przypomnieć sobie coś jeszcze.
            - Oczu? – westchnęła kotka z czymś w rodzaju ulgi. – Więc to był pewnie tylko szok i niedługo odzyskasz resztę wspomnień.
- Ale… - szepnęła kremowa, przypominając sobie słowa czarnowłosej. – Żeby tu trafić, trzeba umrzeć na Ziemi, tak? Więc to miejsce jest czymś w rodzaju…
- To nie jest niebo ani też piekło – przerwała jej Arisu. –  Do Yuem można trafić w jeden sposób. Umrzeć na Ziemi. Jeśli nie miałeś szczęśliwego życia na Ziemi i umarłeś przedwcześnie prawdopodobnie trafisz do Yuem. Ale to nie zdarza się zbyt często… Dalsze życie spędzisz w tym świecie, zapominając o bycie na Ziemi, zakładając swoją rodzinę i realizując swoje marzenia, których z jakichś powodów nie mogłeś urzeczywistnić w poprzednim życiu – westchnęła. – Tak by pewnie było, gdyby nie pojawił się pomysł wprowadzenia monarchii. Ostatecznie to spowodowało wojny, gdy wybrali na króla tego sadystę.
Kremowa pogrążyła się we własnych myślach, podążając krok w krok za kotką. Zatem nie miała szczęśliwego życia na Ziemi. Czy o takim bycie warto pamiętać? Może w ten sposób jest łatwiej? Mogła rozpocząć tu nowe życie i może nawet odnaleźć szczęście, pomimo konfliktów zbrojnych, o których wspominała Arisu… Nie pamiętając o tym jak umarła…
Przed oczami kremowej znów pojawił się obraz czerwonych ślepi. Wzdrygnęła się ponownie i westchnęła, by to ukryć. Przetarła dłońmi zmęczone powieki, układając sobie wszystkie informacje w głowie.
- W takim razie, ty też trafiłaś tu po śmierci na Ziemi? – zapytała ametystowooką.
- Nie – sprostowała. – Jestem potomkiem potomków tych, którzy znaleźli się tu po tym jak umarli.
- To miejsce… Yuem… w takim razie istnieje od powstania Ziemi? – upewniła się kremowa.
Arisu potaknęła.
Zamyślona dziewczyna zwróciła swe brązowe oczy ku horyzontowi i zauważyła majaczące się w ciemności budynki. Zbliżały się do jakiegoś miasteczka. Chłodny wiatr owinął się wokół ciała kremowej i wywołał u niej kichnięcie.
- Hmm… Alergicy szybko umierają w tych czasach… - zauważyła kotka znudzonym głosem.
- Szybko umierają?! ;0;
Na twarzy Arisu pojawił się cień uśmiechu, gdy zobaczyła reakcję kremowej. Brązowowłosa dalej rozpaczała nad swym losem, gdy wkroczyły do miasta. Było w nim ciemno i cicho. Na pierwszy rzut oka, można by pomyśleć, że jest opuszczone. Po obu stronach drogi stały drewniane domy, z których schodziła biała farba. Dużo z nich sprawiało wrażenie, jakby miało się za chwilę zawalić, jednak wciąż zamieszkiwane było przez ludzi, sądząc po świetne świeczki odbijającej się w pękniętym oknie jednej z takich chatek. Kremowej zrobiło się żal mieszkańców, gdyż miasteczko wyglądało na bardzo biedne. Co więcej, nie sprawiało wrażenia bezpieczniejszego, niż pustkowie, na którym się obudziła.
Biała kotka poprowadziła ją przez miasto i stanęła przed dwupiętrową, drewnianą chatką, która wyglądała na dużo solidniejszą, w porównaniu z resztą budynków. Schodki prowadziły do drzwi, które po obu stronach oświetlone były płonącymi pochodniami. Brązowa klamka wyrzeźbiona była w kształcie jakiegoś stworzenia o wielu ogonach, jednak kremowa nie zdążyła ich policzyć, gdyż Arisu zastukała mocno w drzwi, które po chwili uchyliły się ze skrzypieniem.
W wejściu stanął mały lemur płci żeńskiej. Dziewczynka miała prostą grzywkę i czarne włosy wijące się ku podłodze. Fioletowe oczy spoglądały na przybyszy przyjaźnie, a ich kolor podkreślało ciemne, długie kimono z białymi, księżycowymi ornamentami. Nie wyglądała na obudzoną z głębokiego snu, co nieco poskromiło wyrzuty sumienia brązowowłosej.
- Witaj, Arisu – szepnęła melodyjnym głosem i skłoniła się, po czym skierowała wzrok ku kremowej.
Kotka przywitała się i pospiesznie skinęła głową.
- Ta dziewczyna trafiła do Yuem dzisiejszej nocy – wyjaśniła szeptem. - Obudziła się na dawnym polu bitwy i została zaatakowana przez wroga. Jest trochę ranna, możesz ją opatrzyć?
Dziewczynka potaknęła z przyjaznym uśmiechem i zaprosiła je do środka.
Wnętrze domku było dość przytulne. Przy schodach, prowadzących na górne piętro, znajdowała się mała kuchnia oraz drewniany stół, przy którym stały cztery krzesła. Na środku leżał zadbany, czerwony dywan, sięgający wejściu do drugiego pokoju, z którego widać było jarzący się kamienny kominek, przysłonięty miniołtarzem. Czarnowłosa uśmiechnęła się widząc pytające spojrzenie kremowej.
- Po drugiej stronie domu znajduje się świątynia, którą się opiekuję – wyjaśniła.
- Tomoyo jest kapłanką – dodała Arisu i opadła z gracją na jedno z krzeseł, zdejmując wcześniej pas z bronią.
Dziewczynka potaknęła i zaczęła szukać czegoś w szafce. Kremową zdziwiło, że czarnowłosa jest kapłanką w tak młodym wieku. Nie mogła mieć więcej niż osiem lat. Poczuła do niej niemały podziw.
Tomoyo wyciągnęła białą apteczkę i podeszła do brązowookiej, prosząc uprzednio, by usiadła. Czarnowłosa przemyła jej rany wodą utlenioną, posmarowała maścią, dzięki której kremowa poczuła ulgę w bólu, i zawinęła jej dłonie w bandaże.
- Jak się nazywasz? – zapytała z promiennym uśmiechem, gdy skończyła zakładać opatrunek.
- Nie pamiętam… – odpowiedziała cicho, spuszczając głowę.
Zdziwiona dziewczynka spojrzała na Arisu.
- Powiedziała, że nie pamięta nic do chwili, w której tu trafiła – wyjaśniła ametystowooka, podjadając wiśnie, leżące w koszyku na stole.
- Jestem pewna, że kiedyś wrócą do ciebie twoje wspomnienia – powiedziała Tomoyo krzepiącym głosem, ujmując małe, zabandażowane dłonie kremowej w swoje.
Brązowowłosa niepewnie odwzajemniła jej uśmiech, wciąż zastanawiając się czy jej przeszłość była warta zapamiętania. Jednak bardzo chciała wierzyć w słowa lemura, gdyż nie mogła wytrzymać pustki, towarzyszącej jej na każdym kroku.
Nagle wszystkie głowy zwróciły się w kierunku schodów, które zaczęły skrzypieć, pod wpływem czyichś małych stópek. Na dole znalazły się dwie, zaspane lisice, ubrane w słodkie piżamki ozdobione dziesiątkami brązowych misiów. Obie były mniej więcej tego samego wzrostu i miały tak samo piękne, liliowe oczy. Jedna posiadała szare futro i roztrzepane, rude włosy, a druga, która się do niej tuliła, miała czarne futro oraz włosy.
- Przepraszam, obudziłam was? – zapytała Tomoyo, którą dopadły wyrzuty sumienia.
- Mamy gości? – odparły jednym głosem, jakby nie usłyszały pytania lemura.
- To króliczek! – wykrzyknęła ruda, podbiegając do kremowej. – Lubię małe króliczki!
- Nie kłam, to jest kot - zawołała czarna, wskazując długi, kremowy ogon.
- Nie prawda, spójrz. – Ruda zaczęła bawić się uszami „króliczki”.
- Czym ty właściwie jesteś? – zapytały jednym głosem, wpatrując się w brązowowłosą.
- Dobre pytanie, jakiego gatunku jest nasz gość? – Tomoyo uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Jakby nie patrzeć to kotka – odpowiedziała im Arisu znudzonym głosem.
- Ech? Myślałam, że to króliczek – powiedziała zawiedziona rudowłosa i pociągnęła noskiem.
- Naprawdę przypomina królika – stwierdziła czarna słodkim, zaspanym głosem i zaczęła się tulić do kremowej.
- A skąd się tu wziął ten króliczek? Jak ma na imię? – zaczęły wypytywać.
Arisu opowiedziała pokrótce lisiczkom o wydarzeniu sprzed jakichś dwóch godzin.
- I nic nie pamięta? – zasmuciła się czarna, spoglądając na kremową.
- Nazywam się Kimberly – przedstawiła się ruda. -  A to moja młodsza o sześć miesięcy siostra – Melanie.
- Miło cię poznać, kremiku! – zawołała młodsza, wtulając się w kotkę. - Właśnie! Jesteś kremowa, więc nazwiemy cię „Cream” – stwierdziła radośnie.
Mała Tomoyo złożyła ręce jak do modlitwy i pochwaliła pomysł sióstr z promiennym uśmiechem. Kotka była nieco skrępowana objęciami lisic, jednak spodobało jej się nowe imię i to, że tak szybką ją zaakceptowały. Polubiła je. Były takie wesołe. Czuła sympatię do wszystkich osób, które były w tym pokoju, mimo iż znała ich zaledwie chwilę.
- Zatem, Cream – zaczęła Arisu, przerywając beztroski nastrój i wstając z krzesła. – Witaj wśród rebeliantów.
Świeczka, stojąca na stole, zgasła, jakby chciała dodać jej słowom dramatyzmu. Mel i Kinia odkleiły się od kremowej i spojrzały na nią z tajemniczymi uśmieszkami. Tomoyo schowała apteczkę z powrotem do szafki i usiadła obok Cream, naprzeciwko pustego krzesła.
Kremowa wgapiała się z lekko rozwartymi ustami w ciemną, na tle nikłego światła, wdzierającego się przez okno,  sylwetkę czarnowłosej, zastanawiając się, co autor słów miał na myśli. Arisu najwyraźniej obserwowała dziewczynę i uznała, że jest godna usłyszenia tego, co chce jej powiedzieć.
- Jeśli chcesz tu zostać, musisz wiedzieć, że znalazłaś się w jednej z głównych siedzib buntowników – zaczęła, obserwując twarz kremowej, która pochłaniała każde jej słowo. – Od jakichś dwudziestu lat, czyli od momentu, w którym w Yuem wprowadzono monarchię, prowadziły wojnę z królestwem. Na tronie zasiadł pewien lis, ochrzczony „Yue I” lecz po paru latach władza zaczęła mu uderzać do głowy… Kazał ludowi płacić podatki, które przewyższały ich zarobki, przez to panuje tu bieda, głód i nędza. Sam siebie zaczął nazywać „Synem Bożym”, który urodził się na Ziemi wieki temu i posiadał moc przemieszczania się między swoim światem, a Yuem. Wtedy narodziło się powstanie.
- To trochę… - przerwała jej cicho Cream, marszcząc czoło. – Okrutne… Po co być władzę nie mając szczęśliwych poddanych? Czy król nie istnieje dla ludu?
- Może masz za murami zamku nieszczęśliwy lud i ciągłe wojny, w których giną niewinni obywatele, ale sam siedzisz w bezpiecznym pałacu, na wygodnym tronie i pławisz się w luksusach – wyjaśniła z pogardą kotka. – Poza tym, to nie tak, że nie ma poddanych. Inaczej nie musielibyśmy toczyć krwawych bitew. Chronią go tysiące żołnierzy z wojsk Królestwa Yuem.
Kremowa zaczęła się zastanawiać, dlaczego sadystyczny władca ma tylu podwładnych. Czy byli to ludzie jego pokroju, którzy czerpali przyjemność z zabijania? Może żołnierze są zastraszani i zmuszani do walk? Król mógł zagrozić, że coś stanie się ich rodzinom… Z rozmyśleń wyrwał ją głos Tomoyo.
- Może być też tak, że żołnierze planują wewnętrzny bunt – szepnęła bez przekonania.
Arisu skrzywiła się z dezaprobatą i pokręciła głową.
- Wątpię. – Zamknęła oczy i odwróciła się w stronę okna. – Znam wielu z armii króla. Poza tym, gdyby mieli wykonać krok, zrobiliby to przed masakrą w Hoshi.
Mała Tomoyo kiwnęła głową ze zrozumieniem, jednak widać było, że nie godzi się z ich postępowaniem.
- Od naszej porażki w Hoshi nie wybuchła żadna większa wojna – kontynuowała Arisu, zwracając się znów ku brązowowłosej. – Zbieramy siły.
- Poznałaś sytuację w Yuem z naszej perspektywy – powiedziała Tomoyo. – Jestem pewna, że gdybyś obudziła się w okolicach terenów Tsuki, zaserwowałoby ci opowieść o niewdzięcznym ludzie, który wywołał wojny. To twoja decyzja czy zamierzasz do nas dołączyć, czy będziesz walczyć przeciwko nam.
Kremowa była lekko oszołomiona, a jej mózg pracował bardzo wolno przez zmęczenie. Wiedziała jednak, że nie chce stać się wrogiem osób, które dziś poznała. Nie uśmiechało jej się także dołączanie do okrutnego króla Yuem. Nie umiała jednak walczyć, więc byłaby mało przydatna, samo myślenie, że mogłaby znaleźć się na polu, na którym rozgrywa się bitwa napawa ją przerażeniem. Nie potrafiłaby zabić drugiej osoby.
- Oczywiście w bitwach biorą udział dorośli – zapewniła ją Tomoyo, jakby czytała Cream w myślach. – Nie licząc nieletnich z nadzwyczajnymi zdolnościami, którzy sami zgłaszają się do pomocy.
- Choć nasza pomoc zazwyczaj sprowadza się do ewakuacji mieszkańców i leczenia rannych – wtrąciła Mel, wyjadając wiśnie z koszyka na stole, o których reszta zapomniała.
- W takim razie – zaczęła nieśmiało kremowa z lekkim uśmiechem, wpatrując się w podłogę. – Powitajcie nowego towarzysza broni.
Mała Tomoyo uśmiechnęła się promiennie i znów złożyła ręce, jakby się modliła. Arisu, wyglądająca na lekko znudzoną, odwróciła głowę do okna, a lisie siostry uścisnęły kremową z radosnym piskiem.
- Przybij króliczka! – zawołały jednocześnie i zetknęły ze sobą swoje prawe dłonie, ukazujące znak Victorii, który symulował w tej chwili królika.
Cream zarumieniła się lekko i odwzajemniła ich przyjazny uśmiech.
- Dochodzi czwarta nad ranem… - westchnęła nieco zmieszana Tomoyo. – Cream, pewnie jesteś zmęczona… Wszystkie pokoje są już zajęte, ale na drugim piętrze, w bibliotece jest bardzo wygodna kanapa, na której możesz się przespać.
Czarnowłosa dziewczynka posłała jej życzliwy uśmiech, a kremowa, z nieznanych przyczyn, poczuła nagły przypływ radości na wieść, że będzie spała w bibliotece. Zgodziła się z wdzięcznością i cała piątka udała się schodami na górę.
Na pierwszym piętrze znajdowały się cztery wejścia z dębowymi drzwiami. Kimberly i Melanie życzyły wszystkim dobrej nocy i zniknęły w pierwszym pokoju, a Arisu w milczeniu weszła do drugiego. Tomoyo poprowadziła Cream na ostatnie piętro, na którym znajdowała się biblioteka.
Pokój miał wysoki sufit, uginający się pod ukosem w narożnikach, przyjmując kształt dachu. Po prawej stronie stały niezliczone regały, zapełnione książkami w różnym stanie. Obok znajdowała się mała czytelnia, składająca się z dużej, granatowej kanapy i dwóch foteli do kompletu. Po środku stał mały, drewniany stolik.
Kremowa rozejrzała się i zauważyła, że Tomoyo gdzieś zniknęła. Po chwili wyłoniła się z dobrze zamaskowanych drzwi w ścianie, a w rękach dźwigała dwie poduszki i fioletowy kocyk.
- Dziękuje – oznajmiła z wdzięcznością brązowowłosa, gdy lemur przekazał jej swój bagaż.
- Śpij dobrze – uśmiechnęła się. – Dobranoc. - Czarnowłosa skłoniła się kremowej przed wyjściem, a ta poszła w jej ślady, po chwili zdziwienia.
Cream poczuła falę ogarniającego ją zmęczenia, więc ułożyła na kanapie małe jaśki, położyła się wygodnie i otuliła kocykiem, zwijając się w kłębek. Po chwili jednak stało się jasne, że nie uda jej się zasnąć, więc z irytacją wygramoliła się z sofy i podeszła do regału.
Pełno na nim było niesamowitych książek. Niektóre opowiadały o dawnych czasach Yuem, były również księgi religijne, a także różne romanse, kryminały, science-fiction, które zostały napisane przez mieszkańców Yuem. Kremowa wyciągnęła książkę, należącą do siedmiotomowej sagi i spojrzała na okładkę, przedstawiającą jakiegoś wielkiego ptaka. Cream wróciła do posłania wraz z lekturą i zaczęła ją czytać w blasku świeczki, którą wcześniej zapaliła.
Książka opowiadała o bohaterach, którzy trafili do innego świata i nie pamiętają skąd pochodzą. Kremowa szybko utożsamiła się z postaciami i zaczęła im współczuć, gdyż poniekąd rozumiała ich sytuację. Z drugiej strony oni nie trafili całkiem sami na pole bitwy…
Kotce zaczęły same zamykać się oczy, więc zamknęła książkę, zaznaczając miejsce, w którym skończyła i odłożyła ją na stolik. Sama zagrzebała się pod kocykiem i wtuliła się w poduszki. Niedługo później śniły jej się słodkie misie.

1 komentarz:

  1. *O*O*O*OO*O*O*O*O*O*O*OO*O*O* Ef! Po tylu latach wojny!
    Szaliczkowy był ten ef <3 pełno szaliczkowych oczu, na koniec kocykowe combo <3!
    Biedny Miś skazany na przedwczesną śmierć na niewdzięcznej Ziemi ;___;"... Sniff. Ale przynajmniej wydam wreszcie tę książkę. :>
    Dlaczego tu Kinia i Mel są takie zajesłitne, czemu mi nie wyszły, jak mogły ;0; durny Miś ;( aj hejt maself.
    Jak wy śmiecie tak wcinać te wiśnie na oczach niedźwiedzia spragnionego strawy... A poproście wy mnie jeszcze kiedyś o popcorn ;/!
    Po prologu myślałam, że Argon będzie antagonistką, a tu Kinder Niespodzianka @@ <3
    Ech ci sadyści dławiący się w luksusach... gałąź im w d.
    Kiedy cd? Za tydzień, godzinę, kwadrans, minutę, sekundę, pierwiastek sześcienny sekundy? Teraz? ;;"
    OmG 3 z kartkówki z chemii dostałam o0o JESTĘ KUJONĘ *Q*
    Jak dorwę właściciela tych czerwonych ŚLEPIÓW, to go zgwałcę oralnie mazakiem i zabiję, a skóra będzie ozdabiała mój kominek w Yuem, przy którym będę siedzieć pisząc kolejne powieści mego cyklu. :3
    Pragnę nexta <--- niewyżyty niedźwiedź, plz, spełnij mnie QoQ
    Love <3<3<3

    OdpowiedzUsuń